Tytuł: Pod piracką
flagą
Autor: Michael Crichton
Gatunek: przygodowa
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 350
Nigdy nie czytałam historii o piratach i właśnie dlatego sięgnęłam po tę książkę . W ostatnim
czasie natykałam się albo na historie o fantastycznych stworzeniach
albo przesiąknięte refleksjami powieści psychologiczne, a
czasami obie te rzeczy w jednym. Potrzebowałam odskoczni, rozrywki, czegoś obcego. Pod piracką flagą wydała mi
się idealna, bo moja wiedza na temat morskich przygód opiera się
głównie na słynnej serii „Piraci z Karaibów”. Zaczęłam więc
czytać bez większych oczekiwań i bez wiedzy o przedstawionym świecie. Michael Crichton zabrał mnie do miejsca, o którym nie wiedziałam kompletnie nic,
które było dla mnie całkiem nowe.
Zabrał mnie do Port
Royal, do roku 1665. W stolicy Jamajki poznajemy głównego bohatera
– kapitana Charlesa Huntera i jego wesołą gromadkę, z którą
wyruszy w morską podróż. Na pierwszych stronach przyglądamy się
również rządom brytyjskiego gubernatora, jego osobliwej polityce
oraz nowemu sekretarzowi, panu Hacklettowi, który jest rozczarowany
nieporządkiem panującym w mieście. Dalej robi się ciekawiej.
Załoga Kasandry, z kapitanem Hunterem na czele, podnosi kotwicę i
wyrusza w podróż do hiszpańskiej twierdzy – Matanceros.
Największym plusem
powieści są chyba postacie. Każda z nich jest oryginalna, ma
charakter i została genialnie przedstawiona. Od niepokornego Huntera,
przez irytującego Hackletta, aż do siejącego postrach Cazzalii,
wszystkie postacie sprawiają wrażenie żywych ludzi, a nie strachów
na wróble wypełniających fabułę.
A co z morskimi bitwami
i wodnymi potworami? Oczywiście tego również nie zabrakło. Jak
przystało na powieść przygodową roi, się w niej od... przygód.
Nieprzewidziane wypadki, chytrzy wrogowie, spiski, knowania, zemsty i
polityczne porachunki. To wszystko znajdziemy na kartach książki,
ale nie odczujemy natłoku tematów. Autor zadbał o to, by czytelnik
nie nudził się i jednocześnie nadążał za historią. Pokazuje
nam przygodę w pełnej krasie. Na jednej stronie relaksujemy się
wyobrażając sobie egzotyczną, karaibską przyrodę, a na kolejnej
wstrzymujemy oddech i przyglądamy się prowadzonej przez bohaterów
walce. Żeglarskie wyprawy nie należą do łatwych podróży.
Wrogiem na morzu nie jest tylko natura, w równej mierze, a może
nawet bardziej, trzeba uważać na ludzi. Jedno i drugie potrafi
wyrządzić ogromne szkody, a Crichton nie zamierzał tego ukrywać.
Dokładnie wszystko opisuje, nie omijając nawet brutalnych scen.
Powieść ma jednak minusy. Całość jest dość schematyczna, a co za tym idzie, nie
trudno się domyślić, jaki będzie koniec. O ile roi się tu od
zwrotów akcji i zapierających dech w piersiach wydarzeń, o tyle
całość ciągle dąży w tym samym kierunku. Zwroty akcji, nie są
o tyle zwrotami ile przystankami. W każdej sytuacji jesteśmy na
prostej linii łączącej punkt A z punktem B, co najwyżej
zatrzymujemy się albo cofamy, ale cały czas jesteśmy na znajomym
kursie. Chociaż, może właśnie tutaj kryje się urok przygód
Huntera?
Muszę wspomnieć o
jeszcze jednej wadzie, która w pewnych momentach, swoją szczegółową
naturą, psuła zabawę. Mianowicie powtórzenia. Było kilka
fragmentów, w których ten błąd rzucał się w oczy. Jednym z
nich było słowo „kieliszek”, użyte trzy razy w trzech
zdaniach. Brzmiało koszmarnie i nie mam pojęcia, jak to się
dostało do druku, tym bardziej, że były jeszcze dwie, czy trzy
tego typu wpadki. Może i drobna sprawa, ale to szczegóły
najbardziej bolą.
Pod piracką flagą
miała być czystą rozrywką i idealnie spełniła swoje zadanie. Mimo przewidywalności bardzo dobrze skonstruowane postacie, wciągająca, wartka akcja i
malownicze opisy. Czego jeszcze trzeba żeby zapomnieć o bożym
świecie, problemach i wyruszyć w pełną przygód podróż? Dla
mnie - niczego.
Dziękuję za wizytę i zapraszam ponownie!
Już niedługo: I nie było już nikogo Agathy Christie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz