sobota, 30 kwietnia 2016

Dożywotnie alleluja Marty Kisiel

Tytuł: Dożywocie
Autor: Marta Kisiel
Gatunek: Humor
Wydawnictwo: Uroboros 
Ilość stron: 347

Pewnego dnia wybrałam się na zakupy do internetowej księgarni. Byłam spragniona czegoś nowego, więc nazwiska typu King, Murakami, Canavan, Coben czy Sapkowski omijałam szerokim łukiem. Liczyłam na jakieś olśnienie. Przewijając kolejne strony, szukałam tego czegoś i nareszcie mój wzrok padł na genialną okładkę, opatrzoną nazwiskiem Kisiel, a wszystko to w dziale z horrorami. Pewnie gdybym trafiła na Dożywocie gdzie indziej, nie zwróciłabym na nią uwagi, ale patyczakowaty pan z grafiki wraz z wymyślnym napisem, tworzył taki kontrast z kategorią, że musiałam dowiedzieć się czegoś więcej. Siła wyższa dała mi tamtego dnia wspaniały literacki prezent.

Jeżeli to nie okładka podbiła moje serce, to na pewno przyczynił się do tego opis. Po wzmiance o seryjnym samobójcy, potworze z głębin, charakternej kotce, czy uczulonym na pióra aniele, byłam kupiona, jak dorodny karp przed Wigilią. Miałam przed sobą koszmarny okres czekania na przesyłkę i muszę przyznać, że żadna książka nie była przeze mnie aż tak wyczekiwana. W końcu spragnione łapki rozerwały paczkę, głodne słów oczy zaczęły czytać, a uśmiech wywołany przesyłką nie znikał z twarzy (prawie) przez całą lekturę.

Najmocniejszą stroną Dożywocia są zdecydowanie postacie. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Wygrywają nawet z humorem, który przepełnia historię. To jedyna powieść, w której uwielbiam wszystkich najważniejszych bohaterów. Kim oni są?

Niezadowolony z życia główny dziwak powieści – Konrad Romańczuk, to pisarz i jak to często u artystów bywa, człowiek zagubiony w relacjach międzyludzkich, miłości, a za sprawą spadku, również w sprawach psychicznych. Z miasta przeprowadza się do tajemniczej Lichotki - dworku z gotycka wieżyczką, rzuconego przez los gdzieś daleko poza krawędzie mapy, zamieszkanego przez istoty, niemieszczące się zwykłym ludziom w głowie. Na przykład przez anioła w bamboszkach, którego atrybutem jest miotła i szczotka do kibla. W dodatku ten uroczy czyścioszek jest uczulony na własne pierze. Poza nim dom zamieszkuje również nieszczęsny poeta i miłośnik robótek ręcznych – Szczęsny, który jak przystało na postrzelonego romantyka, gada jak postrzelony, bo czego innego można spodziewać się po seryjnym samobójcy? W ogródkowym stawie żyją tak zabawne, jak martwe utopce, po okolicznych lasach (bo niczego innego wokół Lichotki nie ma) spaceruje kocica – Zmora, w kuchni rządzi potwór z głębi piwnicy, a pochód osobliwych istot zamyka różowy królik o krwawych zapędach i uroczym imieniu – Rudolf Valentino. Ten ostatni wydaje się być nieco milszym, lecz bardziej przebiegłym kuzynem królika Monty Pythona.

Naprawdę nie wiem, dlaczego nowy mieszkaniec Lichotki nie lubi swoich współlokatorów... chociaż gdybym dostała po głowie patelnią od własnego anioła stróża, też pewnie nie czułabym się swobodnie w jego towarzystwie.

Jednak bohaterowie nie są jedynym plusem Dożywocia. Autorka doskonale posługuje się słowem, używa trafnych metafor, czytelnika powala humorem, a Konrada rzucanymi pod nogi kłodami... lub królikami. Jednak nie tylko śmiech towarzyszył mi przy lekturze, niektóre fragmenty sprawiały, że musiałam odłożyć książkę i porozmyślać. Nie brakowało również wzruszenia, smutku, a nawet łezki kręcącej się w oku, a mimo wszystko powieść jest wręcz przepełniona optymizmem. Krótko mówiąc, zawarte jest tam wszystko, czego oczekuję od dobrej lektury.

Nie da się ukryć, że powieść miała pewne wady, o których pisać nie zamierzam. Jestem zakochana w tej historii, a jak wiadomo miłość jest ślepa. Z czystym sumieniem mogę odłożyć ten tom na półkę z ulubionymi tytułami i polecić każdemu, szczególnie w chwilach smutku. Sama z niecierpliwością czekam na zapowiedzianą kontynuację.

Dla zainteresowanych autorką dodam, że Marta Kisiel jest z wykształcenia polonistką. Jeżeli lekcje polskiego prowadzi tak jak napisała Dożywocie, to na jej zajęcia, choćby rozpoczynające poniedziałek, biegłabym z uśmiechem na twarzy.

W kolejnym odcinku: Bartosz Grykowski i Piąty anioł.



1 komentarz:

  1. I kolejna recenzja po której mam ochotę chwycić za książkę i przeczytać od początku do końca xD Jak Ty to robisz? Twoje teksty są konkretne. Potrafisz podejść do tematu z humorem, a takie smaczki jak: "Naprawdę nie wiem, dlaczego nowy mieszkaniec Lichotki nie lubi swoich współlokatorów... chociaż gdybym dostała po głowie patelnią od własnego anioła stróża, też pewnie nie czułabym się swobodnie w jego towarzystwie." Po czymś takim po prostu czuję, że żyję xD

    OdpowiedzUsuń